2020-11-07 POGRZEB MĘŻA DRUHNY HANI
Początek listopada dla każdego jest szczególnym czasem pamięci o bliskich zmarłych. Z żalem i wdzięcznością wspominamy tych, którzy zakończyli ziemską wędrówkę. Wspominamy zmarłych z najbliższej rodziny, krewnych, przyjaciół, znajomych, sąsiadów - wszystkich, których spotkaliśmy na swej drodze, od których otrzymaliśmy życie, wychowanie, opiekę, pomocną dłoń, dobre słowo czy chociażby życzliwy uśmiech.
Nic więc dziwnego, że w tym czasie zapalamy znicze na ich grobach. W ten sposób, wraz z modlitwą, spłacamy niejako dług wdzięczności wobec naszych zmarłych za dobro jakim nas obdarzyli.
Tegoroczne świętowanie dnia Wszystkich Świętych i Dnia Zadusznych, z powodu pandemii Covid19 było inne niż dotychczas. Niespodziewany zakaz wejścia na cmentarze i zadośćuczynieniu wiekowej tradycji czuwania nad grobami bliskich, był dla większości szokiem i faktem nie do zaakceptowania. Musieliśmy się pogodzić z obostrzeniami i o kilka dni przesunąć odwiedziny cmentarzy.
2 listopada, a więc w Dzień Zadusznych dowiedzieliśmy się o nagłej śmierci śp. Henryka Dudy - męża naszej sopranistki Hani. Ona sama poinformowała o stracie bliskiej osoby prosząc o modlitwę za spokój duszy męża.
I na tej wiadomości, w zasadzie mógłbym zakończyć pisanie tych słów. Czuję jednak, że Zmarłemu należy się kilka linijek tekstu więcej. Być może ktoś pomyśli jak ja.
Wszyscy wiemy, że był mężem, ojcem, dziadkiem i pradziadkiem. Jego zawodową pasją była motoryzacja, a w szczególności transport. Jako właściciel autobusu świadczył rozmaite usługi dla ludności. Woził wszystkich, którzy potrzebowali udać się w bezpieczną podróż - krótką lub długą. Z usług śp. Henryka korzystały dzieci jadące na basen, jak i te wyjeżdzające na "zieloną szkołę". Wiele dniówek spędził z górnikami, wożąc ich na szychtę. Dotarł do wielu polskich sanktuariów z pielgrzymami rodzinnej parafii Ducha Świętego w Chorzowie, wreszcie z wdzięcznością to powiem, od wielu lat służył LUTNI. Zawsze mogliśmy liczyć na Niego. Mamy wszyscy żywo w pamięci nasze wyjazdy autobusem z logo "Henryk Travel"..... nie sposób je wszystkie wymienić - Jaworzynka, Rudy Raciborskie, Rybnik-Niedobczyce, Piekary, Ornontowice, Nikiszowiec, Panewniki, Kędzieżyn, Nysa, to tylko niektóre miejsca naszych licznych wspólnych wojaży ze śp. Henrykiem. W pracy był opanowany i skupiony na drodze. Nigdy nie widzieliśmy go zdenerwowanego, jeździł ostrożnie, czuł odpowiedzialność za wszystkich których przewoził. Czuł się dobrze nie tylko za kółkiem, ale także w warsztacie. Swoje narzędzie pracy znał jak przysłowiową własną kieszeń. Żartowano, że potrafi rozebrać autobus na części, poskładać i nie zostanie żadna zbędna śrubka. Nagła śmierć zastała śp. Henryka na terenie bazy, w autobusie tak dopieszczanym całymi laty.
W sobotę 7 listopada pożegnaliśmy śp. Henryka Dudę.
W pogrzebie, oprócz Rodziny, udział brała delegacja naszej LUTNI. Ze względów zdrowotnych i choroby kilku chórzystów, jak i na ograniczoną liczbę żałobników ( kościół Ducha Świętego mógł w tym czasie pomieścić tylko 61 osób) niemożliwy był śpiew chóru podczas ceremonii. Myślę, że uczynimy to przy sposobności.
Dziękujemy Henryku za Twoją postawę, za każde dobre słowo, czyn, czas poświęcony LUTNI.
Teraz u Pana kieruj autobus po niebiańskich autostradach.
Odpoczywaj w pokoju.